TVP.pl Informacje Sport Kultura Rozrywka VOD Serwisy tvp.pl Program telewizyjny

Ilona Łepkowska - Rozmowa z główną scenarzystką serialu

. Data publikacji: 2016-02-09

"Po wielu latach pracy i wielu, niestety, nienajlepszych doświadczeniach nauczyłam się tego, że oddając scenariusz w ręce reżysera muszę liczyć się z tym, że ekranowy efekt bardzo często rozmija się z moją wizją".

Pisząc scenariusz ma Pani konkretną wizję osób, miejsca, czasu w jakim dzieje się akcja. Czy przed zdjęciami do filmu konfrontuje Pani swój punkt widzenia z reżyserem, czy też zostawia Pani scenariusz w jego rękach i pozwala mu na własną wizję filmu?

Ilona Łepkowska: Po wielu latach pracy i wielu, niestety, nienajlepszych doświadczeniach nauczyłam się tego, że oddając scenariusz w ręce reżysera muszę liczyć się z tym, że ekranowy efekt bardzo często rozmija się z moją wizją. Tak widać musi być - to reżyser nadaje scenariuszowi ostateczny kształt i to on ma największy wpływ na klimat filmu, styl gry aktorskiej, tempo, nastrój, wreszcie tak pozornie drobne, ale w istocie bardzo ważne rzeczy jak scenografia czy kostiumy. Nie próbuję więc zbyt mocno sugerować reżyserowi czegokolwiek, bo wiem, że "kupi" moje pomysły tylko wtedy, kiedy będą zbieżne z jego własną wizją.
Jakie to uczucie, gdy stworzone przez Panią postacie nagle zaczynają ożywać?

IŁ: Jeśli obsada jest według mnie dobra, jeśli aktor "trafia" w odpowiedni ton a grana przez niego postać naprawdę ożywa na ekranie i staje się postacią z mojej wyobraźni - to jest to uczucie wspaniałe. Ma się wtedy wrażenie prawdziwego kreowania ekranowej rzeczywistości. Jeśli postacie stworzone w mojej wyobraźni zaczynają funkcjonować w zbiorowej świadomości, stają się "żywe" - odczuwam dużą satysfakcję. Ale lepiej nie mówić, co czuje scenarzysta, kiedy źle dobrany aktor drewnianym głosem nienaturalnie "klepie" napisane przez niego kwestie, z których bezpowrotnie ucieka gdzieś dowcip i sens...

Czy ma Pani swoje ulubione filmy kręcone na podstawie Pani scenariuszy i ulubionych bohaterów?

IŁ: Lubię filmy, które odniosły sukces, to są przecież te "udane dzieci", z których, jak każda matka, jestem dumna. Lubię kilka scenariuszy, które nie zostały zrealizowane, szkoda mi ich, bo uważam, że przynajmniej niektóre z nich zasługiwały na lepszy los niż szuflada. Bardzo lubię niektóre postacie z "Klanu" - w końcu żyłam z nimi i tworzyłam ich losy przez ponad dwa lata. Mam nadzieję, że także bohaterowie "Na dobre i na złe" staną się ulubieńcami publiczności, a przez to - i moimi...

Czy jest Pani stałym gościem planu zdjęciowego? Czy lubi Pani uczestniczyć przy realizacji filmów powstających według Pani scenariusza?

IŁ: Kiedyś mnie to bawiło, chciałam wiedzieć, jak powstaje film od pomysłu do ekranowego efektu. Dziś już to wiem, dlatego prawie nie bywam na planie. Odwiedzam go raz czy dwa na początku zdjęć, głównie po to, żeby obejrzeć dekoracje - to pomaga w dalszym pisaniu. Kiedy jestem na planie, mam nieodparte poczucie, że reżyser i ekipa czują się, jakbym "patrzyła im na ręce", a to dla wszystkich zupełnie niepotrzebny stres i kłopot.

W materiałach informacyjnych do kręconego właśnie serialu "Na dobre i na złe" widnieje Pani nazwisko jako scenarzysty wiodącego. Czy może nam Pani zdradzić, na czym polega ta funkcja i z jakim dodatkowymi obowiązkami jest związana?


IŁ: Przy scenariuszu serialu "Na dobre i złe" pracowało na różnych etapach kilka osób. Moim zadaniem było nadanie scenariuszom takiego ostatecznego kształtu, by nie widać było różnych charakterów pisma i "szwów". Pilnuję ciągłości wątków, logicznego i dramaturgicznie spójnego rozwoju fabuły, planuję dalsze losy bohaterów, dopracowuję dialogi, by nadać im jednolity styl. Ale oczywiście piszę też niektóre z odcinków od początku do końca. Staram się też stworzyć zespół scenarzystów, by - jeśli serial odniesie sukces u publiczności i zamówione zostaną dalsze odcinki - móc sprostać zapotrzebowaniu i snuć dalej losy naszych bohaterów.

Otrzymuje Pani dużo propozycji na napisanie scenariuszy. Jakim kryteriami się Pani kieruje wybierając konkretnego producenta, czy reżysera przy zamówieniach na Pani teksty?

IŁ: Często nie wiem, jaki reżyser będzie pracował nad moim scenariuszem, niekiedy znam go od początku. Wolę taki układ, bo jest wtedy większa szansa, że ostateczny kształt filmu nie będzie się zbytnio różnił od scenariuszowego zapisu. Marzeniem scenarzysty jest sprawny producent, który umie doprowadzić do realizacji projektu i dobry reżyser, który nie tylko nie zepsuje mojego pomysłu, ale nada mu życie i doda znaczeń.

Wielu aktorów marzy o tym, by specjalnie dla nich napisać scenariusz. Czy marzeniem scenarzysty jest napisanie scenariusza dla konkretnego aktora?

IŁ: Nigdy nie miałam dotąd takich marzeń, natomiast bardzo lubię obserwować - udaje się to przy pisaniu scenariusza serialu - jak jakaś stworzona przeze mnie postać zaczyna intensywnie żyć na ekranie. Kiedy widzę, że aktor proponuje coś interesującego, chętnie rozwijam taką postać, nawet wtedy, gdy w założeniu pomyślana była jako niewielki epizod. Wtedy piszę już dla i "pod" konkretnego aktora i jest to duża frajda.

Rozmawiała: Marta Szyszko

Bitwa more
Jan
Paweł